Angielski uczony w szkołach językowych niestety często odbiega od tego, czym posługują się na co dzień native speakerzy. W potocznej mowie spotkasz formy typu "he/she don't" (bo krótsze w wymowie niż
doesn't), "you was" (to chyba z lenistwa), "ain't", "innit" itp. które ni jak przystają do tego, co piszą w podręcznikach. Nie wspomnę już
o mówieniu "there's" zamiast "there are", co jest na porządku dziennym (bo też
jest krócej) i już
pewnie nikogo specjalnie nie dziwi
jorgus, to nie jest mowa potoczna, ż
adne skracanie czy lenistwo, to zwykle kaleczenie jezyka jak juz napisal bejotka. W szkole jezykowej naucza Cie tak zebys nie musial sie wstydzic jako obcokrajowiec, pewne zwroty w ustach obcokrajowca brzmia po prostu smiesznie. Obcokrajowiec nawijajacy slangiem wypada w oczach przecietnego native'a jakby sie z choinki urwał.